sobota, 15 grudnia 2012

"Chciałbym fotografować tak jak pan, jakiego sprzętu potrzebuję?"

Kluska a la Harcourt
Tytuł posta prosto z emaila, który dostałem ostatnio. Pierwsza sprawa - jak ktoś pisze do mnie na pan to ma w banku, że mu nie odpiszę. Starość straszna rzecz, nie musicie mi o niej przypominać. Druga rzecz - uprzedzam lojalnie, że dzisiejszy wpis będzie koszmarnie nudny. Będzie bowiem związany ze sprzętem. A nie ma nic bardziej nudnego i totalnie wkurzająco-rozpraszającego w procesie fotografowania, niż sprzęt*. Niestety, obcuje się z tym złomem cały czas i po prostu trzeba go znać**. Obojętnie czy jesteście sprzętowymi onanistami, czy po prostu lubicie robić zdjęcia, co niekoniecznie musi się wykluczać***.
I trzecie - Ten wpis kieruję do kompletnych n00bów, którzy dopiero, tak jak ja onegdaj, miotają się po forach i innych internetowych miejscach o podejrzanej wiarygodności, w poszukiwaniu jakichś szczątkowych informacji o tym, co jest potrzebne żeby zacząć sobie w studiu w miarę komfortowo błyskać.

Starczy wstępu, bo mi pozasypiacie, zanim jeszcze zacznę naprawdę przynudzać.

Aby robić zdjęcia takie jak ja, będziecie potrzebować przede wszystkim modelki takiej jak te które ja fotografuję. Po drugie, będziecie potrzebować przynajmniej jednej studyjnej lampy.

Może to być lampa światła ciągłego, bądź błyskowa. Z praktycznych powodów wybieram lampy błyskowe, (chociaż wolałbym używać ciągłych). Na rynku jest ogromny wybór tego typu lamp w cenach od śmiesznych do obłąkanych. Jak przystało na Polaka jestem biedny ale uczciwy****, w związku z czym kupuję sprzęt raczej z niższej półki, tak zwane chińczyki. Lampy, których używam krążą w obecnej chwili w cenach około 500-600zł. Nie mam kompleksów jeśli chodzi o te lampki - na zdjęciach nie pojawia się od nich napis "made in China". Są jednak rzeczy, które traktuję priorytetowo w doborze lampy:
  • Moc, podawana przez producenta w watach na sekundę (W/s). Do tego co robię wystarczy 200W/s, ja kupuję 300, na wszelki wypadek.
  • Możliwość regulacji przynajmniej w zakresie 6ev (działek przysłony), czyli od pełnej mocy do 1/32. Producenci podają albo w ev albo w proporcji do pełnej mocy. Im większy zakres regulacji tym lepiej - można pracować przy bardziej otwartej przysłonie.
  • Mocowanie akcesoriów typu Bowens. To też jest zawsze podane w opisie. Z jakiegoś powodu chińskie firmy produkujące oświetlenie studyjne i akcesoria do niego ulubiły sobie brytyjską firmę Bowens i wyposażają swoje produkty w kompatybilne mocowania... Co jest ważne, bo te chińskie manele są tanie, a działają tak samo***** dobrze.
  • Lampa modelująca pracująca w trybie proporcjonalnym. Studyjne lampy wyposażone są w dodatkową żarówkę światła ciągłego, pozwalającą zwizualizować efekt błysku bez konieczności wykonywania testowych zdjęć i lampienia na ekranik. Te żarówki, zwane modelującymi, tudzież pilotami, mogą pracować w trybie proporcjonalnym - to znaczy, że świecą z natężeniem zależnym od ustawionej aktualnie mocy lampy. Ma to znaczenie gdy fotografuje się z więcej niż jedną lampą, gdzie można sobie od razu mniej więcej obczaić, jak te lampy będą nam błyskać. Przy czym wszystkie użyte w takiej sytuacji lampy muszą mieć piloty tej samej mocy******, bo inaczej całą koncepcję oczywiście diabli biorą.
I tyle z ważnych rzeczy. Producenci lamp, podobnie jak producenci aparatów, prześcigają się w różnych dodatkowych ficzerach, które są bez znaczenia z praktycznego punktu widzenia, ale za to fajnie wyglądają w specyfikacji. Mogą to być rzeczy takie jak superkrótki czas błysku, superstabilna temperatura barwowa, możliwość wyzwalania na kolejne błyski... i różne inne. W specyficznych zastosowaniach takie rzeczy mogą się przydać, ale dla portrecisty robiącego zdjęcia dla czystej radości tworzenia, są totalnie bez znaczenia.

Lampę trzeba gdzieś postawić*******. Podobnie jak w przypadku samych lamp, wybór statywów oświetleniowych jest ogromny. Tu sytuacja jest jeszcze lepsza, bo mocowanie jest tylko jedno, więc problem kompatybilności odpada zupełnie. Do oświetlenia, którego używam niezbędny jest statyw zwany żurawikiem, względnie z angielska boomem, czy też z angielska, ale niegramatycznie bumem. Żurawik pozwala ustawić lampę w praktycznie dowolnym położeniu w stosunku do modela i aparatu, bez włażącego w kadr statywu.

Na lampę zakładamy akcesoria modelujące światło. Dla siebie używam prawie wyłącznie PAR-ów (PAR - reflektor paraboliczny, zwany u nas popularnie czaszą, lub garnkiem), na które zakładam zazwyczaj wrota, względnie soczewkę fresnela, oraz od wielkiego dzwonu softboksów. Nie używam natomiast parasolek, beauty dishów, gridów, strumienic (no dobra, strumienice akurat mają swoje zastosowania) i innego, cytując Ryśka ze spotu o psach, chujostwa. Im mniej walającego się po domu badziewia, które w sumie i tak nic szczególnego nie robi, tym lepiej. Co nie znaczy oczywiście że tymi innymi rzeczami nie da się zrobić pięknych rzeczy. Można. Można robić cudowne zdjęcia. Tak, że jeśli czujecie wewnętrzną potrzebę i nadmiar środków płatniczych - śmiało.

Lampę trzeba wyzwolić. Odradzam kabel, kable są groźne, jeszcze ktoś się w nie zaplącze, przewróci lampę, zabije modela i będzie głupia sytuacja. Najprostszym sposobem na wyeliminowanie kabla jest kupienie chińskiego wyzwalacza radiowego, mocowanego na gorącej stopce aparatu. Do lampy podłącza się odbiornik w gniazdko kabla wyzwalającego i wuala. Życie modela na pewno jest warte tych niecałych dwustu złotych. Oczywiście, jak zawsze, można kupić wyczesane amerykańskie wyzwalacze, niezawodne i z masą ficzerów. Na zdjęciu różnicy nie będzie, ale samopoczucie na pewno lepsze.

Oprócz lampy przyda się coś do wypełnienia cieni, jeśli przyjdzie wam do głowy wypełniać cienie oczywiście. Wbrew poradnikom internetowym nie jest to warunkiem koniecznym udanego portretu. Czyli blenda, wystarczy zwykła chińska, srebrna bądź biała. Można też kupić drogą amerykańską, jeśli ktoś lubi, albo za dużo kasy go swędzi w kieszeń.
Jako wypełniacza można też użyć drugiej lampy błyskowej, albo na przykład takiej fajnej lampy pierścieniowej jakie ostatnio się pojawiły na allegro, emitującej światło ciągłe w temperaturze światła błyskowego. Kilka sesji z tym robiłem, jest to sympatyczne i niedrogie urządzenie.

Jako tła używam po prostu białej ściany. Biała ściana ma tę właściwość, że można jej nadać dowolną jasność, regulując stosunek odległości między lampą a modelem do odległości między modelem a ścianą. Szkoda mi kasy na jakieś systemy mocowania tła, w razie jakiejś potrzeby specjalnej rozpinam jakąś szmatę między dwoma statywami oświetleniowymi, jako poprzeczki używając kija od szczotki.

Taki zestaw - lampa na żurawiku, wyzwalacz, PAR (lampy zazwyczaj przychodzą z niewielkim PARem), blenda i biała ściana wystarczą do robienia naprawdę fajnych portretów. A potem można sobie rozbudowywać ile dusza zapragnie, dodatkowe lampy na tło, albo do kontry, jakieś modyfikatory odjechane, pantograf w suficie i tak dalej. Ważne by wiedzieć po co to się kupuje, a nie tak po prostu "bo jakiś znany fotograf używa, to ja też użyję, może będę znany".

Na koniec jeszcze o rzeczach, których w życiu bym nie kupił do studia *8.
  • Żarówka błyskowa. Jeśli jest jakiś sprzęt naprawdę zasługujący na przywołane już wcześniej określenie chujostwa, będzie to żarówka błyskowa. Żarówka błyskowa powstała jako wyzwanie dla fotografów - "zabierzemy wam wszystkie przewagi światła błyskowego, zostawimy same wady i zobaczymy jak sobie poradzicie. HA!" Dla prawdziwych fotograficznych żołnierzy hardkoru.
  • Lampa reporterska. Można sobie wyobrazić lampę reporterską jako jakiś wypełniacz, ale jako główne światło? Dobra lampa tego typu kosztuje tyle, co dwie zupełnie przyzwoite lampy studyjne, słaba będzie jeszcze gorsza niż żarówka błyskowa, w zasadzie nie ma się nad czym zastanawiać.
  • Światłomierz błyskowy. Kosztuje tyle, co lampa, pozwala zmierzyć to co i tak zobaczycie na ekraniku. Jak mawiają nasi bracia zza wielkiej wody - go figure.
  • Parasolka. Parasolkę na mojej liście przydatnego sprzętu oświetleniowego umieszczam w tej samej kategorii, co żarówkę błyskową.
Będzie tego. Jeśli ktoś ma jakieś pytania, w komentarzach proszę, postaram się uzupełnić wpis o odpowiedzi. 
Następnym razem o aparatach. To dopiero będzie nuda...

 *) wbrew temu, co się dzieje na forach fotograficznych, fotografowanie nie polega na prowadzeniu rozwlekłych dyskusji na temat szumów, autofocusa i MTF obiektywów.
**) na ostatniej sesji motałem się przy ustawieniach pożyczonego aparatu. Jedna moja ulubiona modelka Dagmara nie omieszkała mi wbić szpilki "masz za dużo aparatów". Tak, że lepiej wiedzieć co się robi, żeby nie wyjść na głupa przed fotografowanym.
***) zazwyczaj jednak się wyklucza.
****) czy też raczej biedny bo uczciwy. Z drugiej strony może nie jestem takim prawdziwym Polakiem skoro nie kombinuję?
*****) ok, ok, prawie tak samo.
******) praktycznie rzecz biorąc, powinny to być identyczne modele.
*******) i nie, że na biurku. (Kurka wodna, trochę za dużo tych gwiazdek)
*8) chociaż ludzie używają i to z powodzeniem. (kulawo sobie poradziłem z tymi gwiazdkami, czy ktoś wie jak w bloggerze użyć indeksów górnych?)

PS. Jak to było zrobione:

Kluskę oświetla tutaj w duchu minimalizmu przywołanym przez powyższy wpis, sześć lamp błyskowych. Główna lampa (PAR plus wrota) na żurawiku dokładnie na wprost nad głową. Wypełniająca, tylko PAR, na małym statywie obok fotografującego. Dwie kontry na włosy z obu stron, także PARy. Dwie lampy na tło, obie z małymi strumienicami, jedna na poziomie głowy, druga poniżej z drugiej strony.

16 komentarzy:

  1. a mnie ciekawi, jakiego używa Pan paska do aparatu? ;)))))))

    OdpowiedzUsuń
  2. W ogóle nie używam paska aparat trzymam w ręce a nie na pasku :P

    OdpowiedzUsuń
  3. a... no to jest temat na osobny wpis. Może napiszę niedługo ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. lubieć tego bloga tak jak Twój portret*
    *) to nie wazelina

    OdpowiedzUsuń
  5. A mnie zastanawia gdzieś u licha zanabył tak drogi chiński odpalacz radiowy :D
    ..i jako kompletny lamer .. co to jen PAR?

    OdpowiedzUsuń
  6. Dopisałem w tekście - PAR - reflektor paraboliczny czyli czasza, albo jak kto woli - garnek :) Wyzwalacz chiński tak strasznie drogi bo ma trzy kanały, bardzo przydatne.

    OdpowiedzUsuń
  7. Jesusie Nazaretański toć ja za mój radiowy trzykanałowy superextramegazajebiaszczy dałem ledwo sto i dwadzieścia złociszy :)

    czyli ze ten PAR to taki jebreflektor z garbusa?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Te których używam mają 19cm, więc chyba większe niż w garbusie, no i nie zawsze zakładam soczewkę ;)
      A wyzwalacz kupowałem dawno i z trzema odbiornikami więc może dlatego drogo wyszło

      Usuń
    2. A jakbyś mi zdradził jeszcze Wielką Tajemnicę Przestrzeni/pytam o metraż pomieszczenia oraz skrobnął o tym, jak się zachowuje żurawik z obciążeniem, przeglądałem ostatnio jakieś obrazki i podstawa wcale nie jest jakaś specjalnie szeroka/ znaczy się- chybotliwe musi ono być/

      Pisze tutaj bo na FB za dużo oczu paczy ;) A ja sie lansuję na portreciste "superordynarnego" więc nie chcę odsłaniać " miekkich części siebie" :D

      Handvangod :P

      Usuń
  8. Dzień dobry. Czy komentarze pojawiaja się automatycznie? Chciałem sprawdzić odpowiedź na swój ale w ogóle go nie zboaczyłem

    OdpowiedzUsuń
  9. "Światłomierz błyskowy. Kosztuje tyle, co lampa, pozwala zmierzyć to co i tak zobaczycie na ekraniku. Jak mawiają nasi bracia zza wielkiej wody - go figure."

    http://ozhouse.org/wp-content/uploads/2012/09/double_facepalm.jpg

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha. No jak koniecznie potrzebujesz tego światłomierza, kto ci broni? To fajne urządzonko jest. Zbędne, niemniej fajne :)

      Usuń
    2. A slyszales o tym, Panie fotograferze, ze istnieja takie aparaty co nie maja "ekraniku" ? :D Nie wszyscy sa dziecmi cyfry ;-)

      Usuń
    3. Jak najbardziej słyszałem panie żyjęzabokeh :) Co więcej, fotografuję praktycznie wyłącznie na bardzo bezekranikowym aparacie - cyfrę traktuję właśnie jako połączenie światłomierza i polaroida.

      Usuń