środa, 26 czerwca 2013

Na portretówkę nieszczęsną...

C'est la vie
Zabieram się do tego postu jak canis familiaris do erinaceusa roumanicusa, bo w gruncie rzeczy temat jest niemożliwy do ogarnięcia. No, ale słowo się rzekło, trzeba by się wywiązać.
Jak dobrze wiemy1, obiektyw portretowy to inne określenie na obiektyw o ogniskowej 85mm i światłosile 1.4. Ma też wypasioną wersję o świetle 1.2, oraz biedną wersję o świetle 1.82. Określenie "portretówka", tak silnie przylgnęło do tej konkretnie ogniskowej, że ludzie niejako z automatu sugerują to szkło do portretu, niejednokrotnie zupełnie nie przejmując się kontekstem, w jakim będzie użyte. Zostawmy więc na moment z boku tego starożytnego fotosuchara i spróbujmy określić co to właściwie jest ta "portretówka"3.
Najprostsza4 definicja, to - obiektyw przeznaczony do wykonywania portretów. No i dobra, chociaż brzmi to ciut podejrzanie5, to na początek może być. Teraz jeszcze tylko jedna sprawa - co to jest portret?6. Dla moich potrzeb upraszczam sobie - portret to jest taki kadr z ludzikiem od powiedzmy dekoltu w górę, z ramionami, główką i tyle. Albo trochę sobie odcinam na górze, ale w miarę ciasno to wszystko chcę mieć. To jest taki "mój" portret. I teraz jak trzeba sobie kombinować. Otóż kombinuję sobie tak, że portret w takim kadrze jak opisałem chciałbym ogarnąć w kącie plus minus 14 stopni(w płaszczyźnie poziomej), w kadrze pionowym. Jasne? No ba. I teraz dlaczego akurat tak. Ano dlatego, że z mojego doświadczenia wynika, że przy takim portrecie-popiersiu jaki najbardziej lubię, przy tym kącie zniekształcenie perspektywy twarzy portretowanej jest najbardziej neutralne, najkorzystniejsze. I tu troszkę amatorską psychologią polecę7. Otóż trzeba wam wiedzieć, że nie przepadam zbytnio za innymi przedstawicielami homo sapiens. Znaczy oczywiście nie za wszystkimi nie przepadam, grupka hominidów, które lubię jest całkiem spora i w jej skład wchodzi zdecydowana większość moich portretowanych, ale niekoniecznie lubię ich(je) przytulać8. W związku z czym kadry, na których zniekształcenie sugeruje bliskość9 są dla mnie niepokojące, wywołują wrażenie naruszania mojej przestrzeni prywatnej. Wolę takie na których odległość jest, z braku lepszego słowa, przyzwoita. Ale bez przesady w drugą stronę. Fotografie zrobione długimi ogniskowymi stają się z kolei konkretnie nienaturalne10. I dlatego wypracowałem sobie te 14 stopni. Ani za blisko, ani za daleko w kadrze, który lubię. Niestety, życie nie jest aż takie proste. Bowiem jak wszyscy wiedzą11 rzeczona deformacja perspektywy pozwala nam do pewnego stopnia ukorzystniać buzie naszych modeli, zwłaszcza przy fotografowaniu en face. Zmniejszać nosy, rozszerzać zbyt blisko osadzone oczy, odciążać żuchwę i tak dalej. I to znowu zmienia odległości, kąty i ogniskowe, którymi będziemy tę konkretną buzię uwieczniać.
Wszystko to jest bardzo oczywiste12, wymaga jedynie, jak większość rzeczy, doświadczenia. Czyli czasu13. Trochę czasu i będziecie ogarniać bez myślenia, jaka ogniskowa posłuży danej buzi i w jakim kadrze.
Drugą cechą którą kochamy14 w kombinacji obiektyw/aparat, jest zdolność do robienia rzeczy z głębią ostrości. Głównie rzeczy w temacie jej zmniejszania do granic możliwości. Tak, że gdy rzęsa jest ostra, to oko już nie. I tutaj w przypadku obiektywu liczy się oczywiście maksymalny otwór względny przysłony. Tak samo jak w przypadku aparatów, rozmiar ma znaczenie15.
Tyle nieco mętnego teroryzowania, przejdźmy do konkretu. Jaki obiektyw najlepiej. Z góry zaznaczam, że nie śledzę wszystkich systemów z ich wszystkimi słoikami, więc ostrożnie podchodźcie do tego co napiszę dalej. Jeśli szukacie informacji o konkretnym szkle, sugeruję strony takie jak optyczne.pl, gdzie możecie sprawdzić specyfikację, podpytać na forum i zasięgnąć opinii u największych onanistów sprzętowych polskich internetów. Informacje te, podobnie jak moje, chociaż z innych zgoła powodów, będziecie musieli przefiltrować przez sito swoich potrzeb. Moje zdanie na temat szkła dotyczy bowiem wyłącznie jego przydatności w portrecie ekstraordynaryjnym, więc nie wiem jak będzie się ono sprawiało przy innym rodzaju fotografii. Za to ludzie z optycznych zazwyczaj z fotografią mają do czynienia wyłącznie w teorii - i tę mają opanowaną do perfekcji. Jest to dobre miejsce, by poczytać o rozdzielczości, aberracjach, komie i innych niezbyt istotnych duperelach, które jednak mogą mieć dla kogoś znaczenie.
Jeśli macie info o szkłach pasujących do tego tematu, dajcie znać, podopisuję.
Ustaliłem wcześniej że istotny jest kąt widzenia szkła, a nie jego ogniskowa, tę ostatnią trzeba więc dobrać do aparatu. W małych i mikroskopijnych obrazkach w najlepszej sytuacji są oczywiście posiadacze pełnych klatek, bo w obrębie tych 80-120 mm, w którym obraca się portrecista szarlatan taki jak ja, szkieł jest zatrzęsienie. Ze światłosiłą zależną wyłącznie od zasobności portfela. Nieco gorzej mają posiadacze luster APS. 85mm, "portretówka absolutna", na tym formacie robi się nieprzyjemnie długa, poszerza ramiona i spłaszcza twarz, bardziej przydatna do ciaśniejszych kadrów. A nikt z dużych producentów nie wpadł na pomysł, by zrobić dla nieszczęśników z małymi matryckami odpowiednią "portretówkę". Pentax jest chyba jedyny ze swoim 77 1.8. Można by się ratować 60mm macro, które występują chyba w każdym systemie, a Tamron produkuje nawet superjasną (jak na macro) wersję z maksymalną liczbą przysłony 2. Uwaga jednak - makro w portrecie jest czasem bolesną sprawą16. W ostateczności można się wysłużyć zwykłą 50, która ma dodatkowo tę zaletę, że jest tania jak barszcz17.
Lepiej mają bezlustrowcy, bo mogą zaadoptować któreś ze starych szkieł o popularnej ogniskowej 58mm, ze światłem nawet 1.2. Manualne co prawda, ale w statycznym portrecie nie jest to wielki problem. Posiadacze u4/3 też nie mają na co narzekać - nie poszaleją z głębią ostrości, ale to już taka cecha tego formatu. Za to obiektywów mają do wyboru sporo, z idealnym chyba 45 1.8 na czele. Nie mówiąc o tym że mogą się szarpnąć na jakiegoś Noctiluxa ze światłem 0.9 (czy ile to tam ma) i mieć nawet sensowną tę głębię. Co prawda używanie superjasnych szkieł w studio to masa problemów, ale da się, z doświadczenia piszę.
W przypadku średniego formatu sprawa też jest prosta. W każdym systemie jest szkło, a czasem parę szkieł, które obracają się w rozsądnych okolicach tych magicznych 14 stopni. Najpopularniejsza bodaj ogniskowa to 180mm, dająca w pionowym (lub kwadratowym) kadrze nieco zbyt intymne dla mnie 18 stopni, coś jak 82mm w przypadku małego obrazka. A najpopularniejszym i najsłynniejszym obiektywem o tej ogniskowej jest oczywiście enerdowski Carl Zeiss Jena Sonnar 180 2.8. Obiektyw, dla którego warto męczyć się z zawodnym, niewygodnym i ogólnie nieporęcznym Psixem. Ale chociaż ten Sonnar jest tylko dla Psixów, to jak pisałem, w każdym średnim systemie znajdzie się adekwatna "portretówka".
W przypadku wielkiego formatu, nikomu nie doradzę bo nie mam zielonego pojęcia. Jeśli macie jakieś typy to się podzielcie, dopiszę. Chociaż mam poważne wątpliwości, że czytać mojego posta będą miłośnicy fotografii przez duże "F".

Czas na morał. A morał z dzisiejszej opowieści jest taki, że zanim się zakupi szkło do portretu, warto wiedzieć, jaki portret będzie się uprawiało. A jeśli nie wiadomo, bo człowiek dopiero zaczyna, to trzeba po prostu kupić cokolwiek (najlepiej zoom pokrywający ogniskowe w tym "portretowym" zakresie), przemęczyć się, aż wizja się wyklaruje i wtedy kupić adekwatne szkło. Zanim dotarłem do obiektywu, którego używam dziś praktycznie wyłącznie18, przez bardzo długi czas, zarówno na aps, jak i na pełnej klatce z powodzeniem używałem prostego zooma 70-210 4, znanego niektórym pod nazwą Flinty. Wielu portrecistów używa jakiejś wersji 70-200 2.8, które istnieją w każdym systemie - i nad tym też można się zastanowić, szczególnie jeśli nie jest się zakręconym na punkcie małej głębi ostrości. A w zupełnej ostateczności można się poddać i kupić tę osiemdziesiątkępiątkęjedendwa i niech będzie, że "portretówka"19.
Uff.
Tyle na dziś, następną razą pogadanka będzie o polskich fotograficznych internetach.

1) zwróćcie uwagę, gdy ktoś zaczyna od "jak dobrze wiemy", to chce wam sprzedać solidnego suchara. Nie daj boże, gdy zaczyna od "jak WSZYSCY dobrze wiemy". Rzeczy, które wiemy wszyscy, nader często okazują się bredniami.
2) są też ciemniejsze, ale wiadomo
3) według firmy Sony na przykład, jest to obiektyw 50 1.8, który jest obiektywem portretowym o dużym otworze przysłony, a także 35 1.8 który z kolei jest obiektywem portretowym o bardzo dużym otworze przysłony. Oraz obiektywy 35 1.4, 85 2.8, 50 1.4. Co ciekawe, obiektywem portretowym jest 135 1.8, ale nie jest nim 135 2.8. Przykład na to, jak marketing próbuje ludziom nasrać do głowy. Szukasz obiektywu portretowego? Proszę bardzo, mamy dla ciebie znakomity obiektyw 135 1.8 (no i bez kitu, to jest akurat znakomite szkło). Za drogo? Proszę, jest w rozsądnej cenie 35 1.8. A że cztery razy mniejsza ogniskowa? Nie szkodzi, podejdziesz bliżej.
4) czyli z reguły najlepsza.
5) bo niby skąd obiektyw ma wiedzieć, do czego służy?Jak "portretówką" zrobię pejzaż, to się źle naświetli?
6) dobra dobra, niech będzie, że żartuję, ale tak na wszelki to się zastanówcie nad tym, aż tak banalne to nie jest...
7) czyli jak każdy domorosły psycholog-amator, zacznę bredzić od rzeczy. W sumie, nawet można by powiedzieć, "jak w ogóle każdy psycholog, zacznę bredzić od rzeczy".
8) a nawet gdybym lubił, to nie jestem do końca przekonany, że one by chciały być przytulane przeze mnie, w sumie obcego chłopa. A już na pewno jestem pewien, że moja osobista lepsza połowa nie byłaby takim otwartym wyrażaniem emocji w stylu hipisowskim zachwycona. Wiecie rozumiecie.
9) bo tak naprawdę w taki sposób mój nieco prymitywny ale cwany mózg sobie określa odległość na fotografii, na której nie ma żadnych innych punktów odniesienia - na podstawie deformacji perspektywy
10) miałem śmieszną zajawkę z tym tematem ostatnio, ktoś w internetach, na fanpejdżu jakiejś szkoły fotografii bodajże, forsował intrygującą opinię, że im dłuższa ogniskowa tym lepiej, bo mniej zniekształcona perspektywa. Mniej zniekształcona nie znaczy lepsza. Nie jesteśmy przyzwyczajeni do oglądania świata w rzucie prostokątnym. Twarze w takim rzucie naprawdę wyglądają dziwnie.
11) ehm, ehm.
12) nie, powaga.
13) patrz dziesięć tysięcy.
14) w każdym razie my kochamy.
15) patrz rozmiar jest ważny.
16) trudno kobiecie wytłumaczyć, że te wszystkie zmarszczki i pory i pryszcze, perfekcyjnie widoczne dodają zdjęciu realizmu, a przecież musi być realizm, bo inaczej nie będzie prawdziwy portret.
17) a w niektórych systemach wręcz została namaszczona mianem "portretówki". Przez świętą rękę marketingu.
18) Fujinon GXD 180 3.2 gdy pracuję na kliszaku,  a gdy na cyfrze to Minolta 58 1.4.
19) morał w jednym zdaniu, "kup cokolwiek, byle miało 85mm". 

PS. Jak było zrobione dzisiejsze zdjęcie.
Ano, w duchu wpisu, fotka została zrobiona zoomem 16-50 2.8 przy przysłonie 5.6 na formacie APS. Co z tego wynika - ano to, że możnaby je zrobić kitem. Fakt, nie byłoby szczególnie ostre, pewnie jakieś aberracje by się wkradły ale to bez znaczenia. Ważne że się da, jak się chce. Oczywiście, nie dałbym rady wydusić z kita głębi ostrości, którą teoretycznie nawet z tego zooma bym uzyskał, ale w tym portrecie akurat o głębię nie szło.
A oświetlone jedną lampą błyskową z PARem i wrotami, z żurawika.