wtorek, 30 grudnia 2014

Krótka historia retuszu instant

Disklejmer: nie jestem retuszerem. Nie oczekujcie retuszu typu high-end. Jeśli szukacie przepisu na hajendowy retusz, na youtubie jest tego od groma i ciut-ciut.

Zacznijmy od końca1. Oto gotowe zdjęcie:




A teraz po kolei. Pierwszy rzut oka na fotografię prosto z puszki2.



Oświetlona jest czterema lampami - główne światło z zamontowanej nad głową na żurawiu lampy z wrotami, dwie kontry z małymi PAR-ami, lampa pierścieniowa światła ciągłego jako światło wypełniające oraz zamykające źrenice oczu modelki. Do tego metrowa blenda pod twarzą do zrobienia bliku w oku.
Wybrałem to konkretnie zdjęcie z kilku powodów. Po pierwsze ładnie się patrzy Roksana, trochę spod byka, zadziornie i ponuro, lubię. Po drugie, bo ładnie się świeci, są na włosach bliki od kontry i na ramionach ładne prawie-że-przepały i cienie są ładne też. A po trzecie, ponieważ jest popsute - być może potrąciłem żurawia i lampa się przesunęła, być może modelka się obróciła, albo po prostu było źle ustawione. Tak czy owak, cień od nosa rozlał się za mocno na usta. Będzie okazja napisać jak sobie radzę z takimi rzeczami3.
Pierwsza rzecz, którą robię po imporcie do Lightrooma, to sprawdzam czy nie ma drastycznych przepałów albo zblokowanych cieni i w razie czego poprawiam rasistowskimi suwaczkami Blacks i Whites4. Akurat tutaj mieliśmy ładnie opanowane światełko więc aparat bez problemu ogarnął rozpiętość całego kadru i obyło się bez tego.
Wysyłam fotografię do szopa (przez Edit in - Photoshop, ustawiając oczywiście jako format wyjściowy TIFF 16bit). W szopie zabieram się przede wszystkim za ten nieszczęsny cień od nosa. Biorę Rozjaśnianie z bardzo małą ekspozycją (2%). Musowo włączona opcja "zachowaj tony" i rozmiar pędzla regulowany naciskiem piórka. Bardzo bardzo delikatnie rozjaśniam ten cień, tak żeby nie przesadzić. Trzeba sobie cały czas wyobrażać jak to światło by padało gdyby fotograf nie był dupa i ustawił lampę jak należy. Najtrudniejszym miejscem jest krawędź oryginalnego cienia, trzeba uważać, żeby nie rozjaśnić zbytnio obszaru leżącego w świetle. Jest to żmudne i trwa długo. Metodą prostszą, ale nie przynoszącą tak naturalnych efektów byłoby po prostu skopiowanie fragmentu cienia z lewej strony, odbicie i dopasowanie go na prawą. Szybciej, ale trudniej nieco zrobić to tak by było naturalnie, no i jeśli przyjrzeć się uważniej można ten manewr przyuważyć, a jednak chciałbym żeby, ludzie nie zauważali, po co psuć sobie ekstraordynaryjną renomę. Więc rozjaśniam do skutku.
Efekt wygląda tak:



Nie jest ideał, trochę tonacja odbiega od reszty skóry, jeszcze by trzeba posiedzieć, ale ma być szybki retusz, a do tego zdjęcie będzie czarno-białe, więc wystarczy.
Na drugi ogień biorę wszelkie niedoskonałości skóry, przebarwienia, pryszcze itepe. Na szczęście z Roksaną nie ma wiele roboty. Oczywiście w dalszym ciągu używam Rozjaśniania/Ściemniania5. Parametry pędzla mam ustawione cały czas tak samo - 2% ekspozycji, zachowaj tony i dynamika rozmiaru pędzla przywiązana do nacisku piórka. Dłuższa chwila i wygląda to tak:



Wszystko staram się robić Rosjaśniając/Ściemniając6. Jedynymi miejscami, w których muszę użyć Stempla, lub Pędzla korygującego, są skazy o drastycznie innej fakturze bądź kolorze - na przykład znamię na górnej wardze, bądź drobiny cienia, które osypały się na policzek przy makijażu. Załatwiam też dekolt i ramiona, tymi samymi metodami likwidując wszelkie niedoskonałości.
Po obskoczeniu detalu, zabieram się za większe korekty ekspozycji - rozjaśnianie cieni pod oczami, dołka w brodzie, może lekkie przygaszenie nosa, ale ogólnie jest bardzo niewiele do zrobienia na tym etapie. Zapisuję i wracam do Lightrooma.

W tej chwili mam coś takiego:



Nie wygląda to dramatycznie, ale najtrudniejsza, najbardziej żmudna, część, z głowy. Zwróćcie uwagę, że nie doprowadzam cery do stanu idealnego - porcelanowy ideał nie pasuje do tego zdjęcia, no i jest pewna granica, przekraczanie której jest niewskazane - mimo wszystko jest to zdjęcie, nie monidło.

Czas na konwersję do czerni i bieli:



Pierwsze, co się ciśnie na usta: ale lipa. Szaro na szarym, mdło i bez wyrazu, błe7. Zaczynam więc od podstawowych suwaków ekspozycji - Exposure nieco w dół, tak samo Blacks i Shadows, za to Highlights i Whites w górę8. To samo można osiągnąć krzywą, robiąc klasyczne S, ale jakoś przyzwyczaiłem się do tych suwaczków. Są wyżej - pewnie gdyby były poniżej krzywej pracowałbym na niej. Ergonomia interfejsu w działaniu. Tak, czy owak, krzywa, czy suwaki - od razu lepiej:



Ale trochę się rozlazło zdjęcie - przez to, że tło jest jasne i przez to światło na ramieniu, nic nie zwraca uwagi za bardzo i całe zdjęcie traci wyraz. Czas uruchomić gradienty. Puszczam po kilka gradientów z obu stron, z ujemną ekspozycją, tak po -0,5ev, by z powrotem nakierować uwagę na twarz. I może trochę dekolt9:



Lepiej, dużo lepiej, ale to jeszcze nie to. Biorę więc duży, miękki pędzel +0.3ev i przejeżdżam nim przez środek twarzy. Mniejszym pędzlem o podobnej ekspozycji uwydatniam kości policzkowe. Jeszcze dużym pędzlem -0,3ev gaszę nieco blik na włosach po lewej stronie, za mocny jest. Teraz dobrze:




Czas na oczy. Oczom zawsze poświęcam najwięcej uwagi, są najmocniejszymi punktami na większości portretów10, więc staram się przyłożyć jak najbardziej. Najpierw grubym pędzlem z Clarity około +20 przejeżdżam oboje oczu wraz z brwiami. Mniejszym pędzlem z około -0,5ev przyciemniam brwi oraz podkreślam cień od górnej powieki na gałce ocznej. Malutkimi pędzlami przyciemniam krawędź źrenicy oraz troszkę (+0,3) rozjaśniam odbicie od blendy. Odbiciu blendy daję też więcej Clarity. Ze względu na skuchę z lampą o której pisałem na samym początku, w oku nie ma bliku od głównego światła. Są tylko kółka od ringa doświetlającego. Normalnie te kółka bym usunął, ale oko pozbawione jakiegoś bliku jest martwe, więc tutaj zostawiam. Jeszcze trochę poprawiam krawędź nosa, zbyt ciemna. Wygląda to tak:



Jest dobrze, ale jeszcze coś mnie drażni i nie mogę za bardzo ogarnąć, co. Obracam więc obraz w lustrze - Transform/Flip horizontal. To jest prosta sztuczka11, którą warto sobie zapamiętać - oko przyzwyczaja się do obrazu, nad którym długo siedzę i przestaje zauważać mankamenty. Po odbiciu od razu wiem. Za bardzo przyklapła grzywka z prawej strony. Wracam na chwilę do szopa i uruchamiam zakazane narzędzie Skraplanie12. Napuszam trochę grzywkę i od razu jest lepiej. Po powrocie do Lightrooma jeszcze kilka drobnych poprawek - ciut przyciemniam blik na włosach po prawej, a także rozjaśniam ciut usta po lewej stronie, bo przez blik od lampy wyglądają nierówno. Po namyśle dopalam jeszcze ogólnie Clarity na +40, bo wciąż mi się widzi mdłe nieco:



Na koniec zostawiam sobie kadrowanie. Nie jestem wielkim fanem małoobrazkowych proporcji 3:2, więc obcinam nieco z góry i z dołu, tworząc dwa trójkąty od bluzki na ramionach, które bardzo lubię, oraz minimalnie przycinając czubek głowy, bo ktoś mi kiedyś powiedział, że tak nie wolno13, a także dlatego, że pozbywam się jasnej plamy nad głową, która mi się nie podoba. No i koniec:



Widzi mi się całkiem, całkiem. Roksana wygląda zaczepnie i złowrogo, zdjęcie ma pazur, kontrast i ogień. Jeszcze można by coś niecoś poprawić, ale jak na krótką obróbkę jest w porządku.

Jeśli macie jakieś pytania, walcie śmiało w komentarzach, postaram się rozjaśnić 14



1) gdzieś trzeba

2) jeśli kogoś interesują takie nieistotne detale: fotografia zrobiona aparatem Sony NEX-7, z obiektywem Helios 40-2 (85mm 1.5), podłączonym przez reduktor ogniskowej LensTurbo, przy przysłonie f4. Przy f4 powtarzam, a teraz popatrzcie na tę winietę. Co ruski, to ruski jednak
3) tak naprawdę radzę sobie tak, że zauważam to w trakcie sesji i poprawiam na bieżąco, a nie potem w szopie... no dobra, trochę wkręcam. Shit happens nawet Ekstraordynaryjnemu, a jak już happens to najczęściej na najlepszych kadrach. Trzeba sobie jakoś radzić, czasem i w szopie
4) bez kitu czekam, aż ktoś wytoczy Adobe proces o te suwaczki. PC rulez
5) to jedyna słuszna metoda. Przy czym jestem na tyle toporny, że robię to bezpośrednio na obrazie. Profesjonalny retuszer pracuje na warstwach, nigdy na oryginale, dodatkowo osobno przy detalach i osobno przy większych manipulacjach. Na szczęście jak wspomniałem, nie jestem retuszerem, nie obowiązuje mnie profesjonalizm
6) przede wszystkim Rozjaśniając, ale czasem trzeba Ściemnić. Jestem dobry w ściemnianiu, zasadnicza służba wojskowa mnie nauczyła. Kto był, ten wie #gimbynieznajo
7) swoją drogą, jest teraz moda na takie szaro-szare kadry. Nie ogarniam, ale jak wiadomo de gustibus nieogarnialnym jest w samej swej naturze
8) Blacks w dół, Whites w górę - znowu politycznie niepoprawnie...
9) bo wiadomo
10) i to niezależnie czy zgodnie z komicznymi trójpodziałami, albo innymi takimi zmyślonymi regułkami
11) proste sztuczki są z reguły najlepsze. Na przykład Jonasz Kofta nauczył mnie prościutkiej sztuczki na radzenie sobie z namolnym krytykiem. Po wysłuchaniu krytyki, należy jak najbardziej poważnym tonem zapytać, "ale co pan chce przez to powiedzieć?" Gdy namolny krytyk wytłumaczy bardziej szczegółowo, powtarzamy "no dobrze, ale co pan chce przez to powiedzieć". I tak powtarzamy ad nauseam. Gwarantowana skuteczność, najdalej po czwartym razie mamy krytyka z głowy 
12) bez żartów. Do Skraplania w ostatniej kolejności. Wiadomo, kiedy trzeba to trzeba, ale lepiej mniej, niż więcej. To samo dotyczy Wypaczania marionetkowego (słowo daję, ten kto tłumaczył te terminy w szopie powinien przerzucić się na uprawę cukini, może by osiągnął większe sukcesy)
13) zabronienie mi czegoś w fotografii w imię jakichś niesprecyzowanych świętych zasad to najlepszy środek, żeby mnie skłonić do robienia tego na każdym zdjęciu. Zaiste, dziecinne. Ale tak mam i już
14) nie ściemniając za bardzo