wtorek, 12 lipca 2016

Fotovoodoo

Siedem
Prześladują mnie sponsorowane wpisy z różnych fanpejdżów stron poświęconych sprzętowi hi-fi. Nie mam pojęcia dlaczego, w domu nie mam nawet zwykłego odtwarzacza CD, muzyki słucham ze słuchawek z kompa, albo telefonu. W każdym razie od czasu do czasu zdarza mi się kliknąć w te linki, które prowadzą zawsze do recenzji jakiegoś ekstremalnego zestawu audio.
Oglądaliście może kiedyś "W paszczy szaleństwa" Carpentera? Bardzo przyzwoity horror o pisarzu, którego książki zaczynają wpływać na czytelników i rzeczywistość w nie do końca pozytywny sposób1.
Dokładnie takie mam wrażenie, czytając te recenzje. To jest jak poezja szaleńca. Gąszcz zdaniowy w którym gubi się wszelkie znaczenie i kontekst. Strumień świadomości autora, który musi napisać coś pochlebnego o sprzęcie za dziesiąt tysięcy złotych, bo firma płaci za recenzję, ale co jeszcze można napisać, skoro wcześniej najbardziej piętrowe peany wyśpiewało się na temat czegoś o parę tysięcy tańszego?2
Autor recenzji tworzy własną rzeczywistość, w której prawa fizyki i akustyki obowiązują jedynie na tyle, by dostarczyć powodów do zachwytu nad recenzowanym sprzętem. W jednej z ostatnich recenzji przeczytałem z pewnym osłupieniem, że wzmacniacz zmienia obwiednię dźwięku3 i to jest jego ogromna zaleta4. Nawet jak na recenzję sprzętu audio jest to srogi wyskok. Najbardziej bezpośrednie porównanie, które mogę tu przywołać dla tych z was którzy nigdy nie mieli do czynienia z programowaniem dźwięku: Wzmacniacz, który potrafi zmieniać obwiednię instrumentu, to jak telewizor, który potrafi zmienić porę roku w wyświetlanym filmie.
Kiedyś dawno temu była taka strona, audiovoodoo, która nieustająco naśmiewała się z takich kosmicznych rewelacji, a także z różnych niesamowitych sprzętów, które kupują audiofile w nadziei na osiągnięcie nirwany dźwięku idealnego5. Magiczne kamienie, które położone na gramofonie poprawiają barwę muzyki, podkładki pod przewody, które tłumią drgania wywołane prądem w tych przewodach płynącym, kierunkowe przewody elektryczne, w których sygnał lepiej przenosi się w lewo, niż w prawo, cudowne mazaki do zamalowywania krawędzi płyt CD i inne takie.
O audiofiliźmie jako jednostce chorobowej można by pisać długo, ale pewnie się zastanawiacie, jaki to ma związek z fotografią.
Otóż głęboki. Bo w fotografii też mamy ten typ. Ten typ recenzji, ten typ podejścia do tematu. Wystarczy przez jakiś czas pokręcić się w środowisku fotografującym, poczytać fora, grupy, strony z recenzjami sprzętu, by trafić na te same, beznadziejnie puste fantazje. O magicznych właściwościach starych, radzieckich konstrukcji. Albo wybitnym bokehu, generowanym wyłącznie przez szkła niemieckie - i nie, to nie jest żart, gość naprawdę tak z pełnym przekonaniem głosi. Albo wspaniałym mikrokontraście. Czy innych takich. Wszystko to jest poparte najczęściej zdjęciami co najmniej mizernymi. Ale nawet jeśli fotografie przykładowe są wybitne, to i tak zostawiają człowieka skrobiącego się z zakłopotaniem w głowę - okej, fota świetna, ale gdzie tu zasługa tego ruskiego złomu? To jest do tego stopnia powszechne, że nawet ludzie robiący naprawdę fotografię na poziomie, przypisują zasługę magicznym właściwościom swojego sprzętu.
Oczywista, można zrozumieć, że jeśli ktoś lubi obwarzankowe bokehy to kupi sobie lustrzany obiektyw i będzie z tych kółek tworzył fajne obrazy. Ale to nie jest jakaś tajemnicza magia, jakieś nieuchwytne modżo. To jest wykorzystanie sprzętu. Jak młotka, o którym pisałem kiedyś tam.
Więc nie bawcie się w fotovoodoo. Nie róbcie obiektu kultu ze sprzętu. Nie dopisujcie Heliosowi 85 1.5 mistycznych właściwości, bo nie stać was na Canona 85 1.2L, czy tam Minoltę 135 2.8 STF.
Oczywiście, producenci sprzętu fotograficznego, podobnie jak grającego, bardzo chętnie wykorzystują ten pęd do nadprzyrodzonego w fotografii. Wypuszczają różne potworki w stylu Lomo Petzvali, albo odświeżonych trioplanów. Szkieł, których produkcji zaprzestano, bo są zwyczajnie kiepskie. Ale skoro znajdzie się klient, który w dodatku będzie piał z zachwytu i niósł kaganek fotograficznego voodoo w lud spragniony osiągnięcia efektu instagrama na sprzęcie za wiele tysięcy złotych - czemu nie, prawda? Kto bogatemu zabroni.
Nie dajcie sobie strugać kołków na głowie magicznymi obiektywami. Tak naprawdę macie to voodoo w środku. Młotek to tylko narzędzie.
Nota bene, zdjęcie na górze zrobione tym magicznym Heliosem. Nigdy więcej. Nie dlatego że jest to kiepskie szkło6, ale dlatego, że poza pokraczną obsługą i kolosalnym ciężarem nic nie wnosi.
Do jutra. Może w końcu zabiorę się za ten autoportret.

PS. A propos Carpentera jeszcze. Wiedzieliście, że oprócz reżyserowania pisał też muzykę do swoich filmów? Ostatnio wydał dwie fajne płyty, z muzyką z filmów, których nie nakręcił. Solidna elektroniczna muza. Nie dla audiofili rzecz jasna.

1) jak książki coachingowe zupełnie. Nic tak nie rujnuje życia jak coaching.
2) bo kto by się spodziewał, że producent wypuści jeszcze bardziej przerażająco veblenowski model?
3) w dużym skrócie, jeśli nie wiecie, obwiednia dźwięku określa sposób w jaki jego amplituda zmienia się w czasie. Obwiednia i kształt fali to podstawowe parametry syntetycznych brzmień.
4) na stronie highfidelity.pl. Polecam wszystkim, których fascynuje literatura surrealistyczna.
5) to jest to, co różni audiofila od melomana. Meloman to miłośnik muzyki, audiofil to miłośnik sprzętu grającego. Audiofile nawet dobierają sobie muzykę, pod sprzęt który kupili. Serio, serio.
6) a jest, o jest, nawet bardzo.

3 komentarze:

  1. A propos Carpentera to tu jest link do jego muzyki
    https://www.youtube.com/watch?v=7rStAqSGAng&index=2&list=RD7rStAqSGAng

    OdpowiedzUsuń