wtorek, 1 kwietnia 2014

Przychodzi baba do fotografa

Stal i szkło

Planowałem sobie tego posta jako swego rodzaju "instrukcję obsługi" modelki1. Ale tak się złożyło że w międzyczasie2 zaproszono mnie na plener w charakterze portrecisty-teoretyka-prelegenta3. Pogadankę przygotowałem sobie sążnistą na temat doboru modelki, o świetle, o kolorach i w ogóle o wszystkich ogólnościach, o których już zresztą na blogu pisałem. Zaskoczyło mnie jednak4, w jaką stronę popchnęły mnie pytania słuchaczy5. Zmusiły mnie mianowicie do wyartykułowania czegoś, co już ogarniałem nieśmiało6, a z czego nie do końca sobie zdawałem sprawę. Pisałem wcześniej, co jest najważniejsze, ale nie napisałem, co z tego w olśniewająco oczywisty sposób7 wynika. Mianowicie, że aby człowieka porządnie sportretować, trzeba go lubić8. Proste? Ano niestety różnie. Trzeba od początku nastawić się na lubienie tej obcej przecież osoby. To jest czasem trudne, zwłaszcza w naszych cynicznych czasach, gdzie obowiązuje chory pogląd, że większość ludzi to idioci9. Ale trzeba. Bo ten człowiek przychodzi do nas z zaufaniem. Że zrobimy coś fajnego, niezwykłego, innego. Ten człowiek też nas lubi na dzień dobry. I tworzy się fajna chemia i najczęściej fajne zdjęcia. Warto sobie wbić do głowy, że ludzie są fajni10.
Portretowałem przez ostatnie parę lat ogromnie dużo osób. Każda z nich niezwykła i interesująca. Naprawdę. Nie ma zwykłych ludzi. Każdy jest fascynujący. Trudno mi nawet powiedzieć, jak bardzo zmienił się mój stosunek do ludzi w tym czasie. Konieczność poznania, polubienia tych wszystkich przypadkowych ludzi naprawdę wywróciła mój z lekka zatruty cynizmem światopogląd do góry nogami.
A każdy z tych ludzi został wymaglowany przez moją wizażonę11. To maglowanie jest szalenie istotnym etapem - także dlatego, że w jego czasie można oglądać człowieka i widzieć jakie światło go akceptuje, ale przede wszystkim dlatego, że można choć troszkę go poznać.  I prawie zawsze udało nam się polubić tak przynajmniej trochę. A czasem się nie udało. A kiedy się nie udało, zdjęcia były słabsze - zawsze. W krańcowych wypadkach zdjęcia wyszły tak źle, że po wysłaniu portretowanemu zostały skasowane12. A wszystko dlatego, że nie udało się z tą chemią. Nie polubiliśmy się zwyczajnie.
Zresztą, nie musicie wierzyć mi na słowo. Spróbujcie poszukać wywiadów z dobrymi portrecistami. Ale nie z tymi, którzy są znani tylko z tego, że są sławni i piszą książki czy robią warsztaty. Tylko z tymi, którzy robią dobre portrety. Posłuchajcie, o czym oni mówią. Mówią o człowieku. Nie wspominają o świetle, czy  o aparacie. Jest taki, dosyć nowy chyba, suchar - a przynajmniej ja go usłyszałem dopiero niedawno: "Amator martwi się o sprzęt, profesjonalista martwi się o kasę, mistrz martwi się o światło". Zdanie na temat fotosucharów już wyrażałem. I nic się ono nie zmieniło - jednym słowem bzdura, panie i panowie czytelnicy. Mistrz nie martwi się o światło, choćby dlatego że bez problemu nagina je do swojej woli. Mistrz myśli o człowieku, którego ma przed aparatem. Największy portrecista dwudziestego wieku, Yousuf Karsh, słynął z tego, że potrafił ten kontakt nawiązać z każdym portretowanym - do tego stopnia, że czuli się "Okarshowani". W poprzednim poście pisałem o szarlatanerii i bez cienia wątpliwości, Karsh był wielkim szarlatanem - nigdy nie szukał słabości w swoich portretowanych, ale zawsze potrafił podkreślić ich wielkość. Po prostu ich lubił i to się czuje w tych zdjęciach.
Więc, następnym razem gdy będziecie kogoś portretować, spróbujcię tę osobę polubić. Ale się przyłóżcie. Nie, że jakaś gadka-szmatka i kilka płaskich dowcipów. Zainteresujcie się. Naprawdę, nie tylko, żeby coś tam gadać przy fotografowaniu. Okażcie prawdziwe zainteresowanie. To działa i ma większe znaczenie dla wyniku, niż wszystkie te lampy, aparaty13 i inne duperele. Że wysiłek i trzeba się spalać? Ano trzeba. Że ktoś gdzieś powiedział, napisał, że robienie takich portretów to łatwizna? Słowo harcerza, ten ktoś nigdy nie zrobił i nie zrobi portretu wartego uwagi.
Polubcie swoich ludzi, a będziecie zaskoczeni jak bardzo lepsze będą wasze zdjęcia.

Do następnego. Może napiszę tę instrukcję do modelki. Może wcześniej niż za następne pół roku...


Zdjęcie dobrane nie bez kozery. Na zdjęciu Paula, która jest z zamiłowania cosplayerką. Zjawisko cosplayingu totalnie mi wcześniej obce poznałem dzięki Pauli. Zjawisko fas-cy-nu-ją-ce. A poza tym mieliśmy od razu o czym gadać, bo oboje nas pasjonuje Japonia. I już. Taka prosta sprawa wystarczyła żeby zaskoczyło. I zdjęcia też wyszły. Dobrze wyszły. Lubcie ludzi.

1) instrukcja obsługi kobiety to by była niezła rzecz swoją drogą, na tym można by zbić fortunę dopiero.
2) czyli gdzieś w czasie tej z górą pół roku przerwy w blogowaniu...
3) to taki nudziarz do zapchania programu.
4) ale nie najbardziej zaskoczyło. Najbardziej mnie zaskoczyło że ludzie nie wychodzili w połowie - ba, na koniec było ich więcej niż na początek. I całkiem nie spali.
5) kolejne zaskoczenie, ludzie słuchali i zadawali pytania.
6) intuicyjnie. Mam intuicję prawie jak kobieta, z tą tylko różnicą, że moja czasem działa.
7) to znaczy jak już się wie. To jedna z tych rzeczy, które są olśniewająco oczywiste, jak już nam to ktoś wyłoży.
8) względnie nie cierpieć - poszukajcie sobie historii znakomitego portretu Kruppa, autorstwa Arnolda Newmana. Niemniej jednak założę roboczo, że raczej nie będziecie chcieli, czy musieli fotografować ludzi, których nie cierpicie.
9) większość tak uważa. Zwróćcie uwagę - z tego, że większość ludzi uważa większość ludzi za idiotów, wynika bezpośrednio, że sporo z nich jest idiotami. Taka sytuacja.
10) ludzie są fajni, naprawdę, jak bonie dydy, trzeba tylko dać sobie szansę.
11) nie wiem czy już to pisałem - wizażystka to jest bardzo bardzo ważna osoba - nie tylko dlatego, że wizażuje, ale dlatego że łączy w sobie role barmana, spowiednika i psychoterapeuty. Historie, które toczą się w trakcie wizażu mogłyby zapełnić niejedną powieść z gatunku dramat obyczajowy.
12) a dysk wyczyszczony programem do niszczenia danych, wyegzorcyzmowany i wrzucony do Rowu Mariańskiego. Bez kitu, miałem taki przypadek.
13) swoją drogą, Karsh fotografował aparatem 8x10 - to jest negatyw wielkości jakichś 20x25cm. Macie tu argument ostateczny na temat aparatu do portretu, gdy ktoś zacznie wam głupoty opowiadać jak to rozmiar jest nieważny.


5 komentarzy:

  1. Oczywista oczywistość, z której nie każdy zdaje sobie sprawę i nie każdy się do tego przykłada w takim stopniu w jakim powinien :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie znam się na portretach.... w sumie to dopiero zaczynam ogarniać fotografię i produkuję gnioty lepsze lub gorsze ale nie sposób się nie zgodzić z "lubianiam".


    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. pół roku czekania .. w końcu :P

    OdpowiedzUsuń
  4. A co jeśli Ty polubisz, a baba nie - wyjdzie fajnie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Serio? Nigdy mi się taka sytuacja nie przytrafiła. Myślę, że to jak prąd przemienny, musi działać w obie strony.

      Usuń