poniedziałek, 16 listopada 2015

Kłamca, kłamca

Self-made
Never trust any artist ever telling you any bloody thing. They're all a bunch of liars. Artist absolutely, on any subject, is always talking drivel. Including moi. Because the work is the statement, right?
Nigdy nie wierzcie żadnemu artyście, w ani jedno słowo. Banda kłamców, wszyscy. Każda wypowiedź artysty, na każdy temat, to absolutna bzdura. Moje też. Ponieważ tylko dzieło jest wypowiedzią, nie?
Brian Duffy1

Wszyscy kłamią2.
Kojarzycie tego wujka, który na każdym rodzinnym zgromadzeniu3 opowiada tę samą historyjkę, tylko za każdym razem troszkę się różnią szczegóły? Gdybyście wujka spytali o te różnice, dałby sobie głowę uciąć, że nic nie zmienia i dokładnie tak to było jak opowiada. 
Zawsze.
Kłamstwo jest tak powszechne i tak normalne, że nie zwracamy na nie większej uwagi. Są całe zawody oparte na kłamstwie. Polityk. Prawnik. Ksiądz4. Od najmłodszego wieku mówi się nam, że kłamstwo jest złe. Ale tak naprawdę to też jest kłamstwo. Rzeczywistość bowiem uczy nas czegoś zupełnie przeciwnego. Jesteśmy lepiej postrzegani kiedy kłamiemy na swój temat. Unikamy odpowiedzialności za różne hece, jeśli uda nam się wyłgać. W CV wpisujemy sobie znajomość angielskiego, chociaż naprawdę ogarniamy tylko w polingliszu temat stojącego na stricie kara i trochę korpotalka. Dziewczyny nas kochają bardziej za Porsche niż za Tico.
W starym przysłowiu pszczół kłamstwo ma krótkie nogi. Może i ma, ale za to przebiera nimi bardzo, bardzo szybko.
No i nasz artysta. Amatorska etymologia - zastanawialiście się nad pochodzeniem słowa sztuka? Coś sztucznego, nieprawdziwego. Podobnie w angielskim art-artificial. Niemieckie kunst-künstlich. Sztuka jest oparta na łgarstwie. I dotyczy to oczywiście nie tylko dzieła, które z samej natury jest właśnie sztuczne. Dotyczy to także artysty. Artysta łże na temat swojej sztuki. Kłamstwo ponad kłamstwem, metałeż. Weźcie słynne pytanie co artysta chciał przez to powiedzieć. Kiedy ktoś cię pyta, musisz coś wymyślić, bo przecież nie powiesz a, tak mi się jakoś, tego, sfotografowało. Nawet jeśli faktycznie tak jakoś.
Bo jeśli powiecie, to przypadek, dzieło traci na wartości.
Bzdura? No to słuchajcie. Parę wpisów temu było o warsztatach. Tekst przyozdobiłem polaroidem z Joasią5. Jakiś czas później wrzuciłem to zdjęcie do galerii, w której obowiązuje wstępny przesiew. Fotografia przepadła, więc usunąłem ją z profilu, jak mam w zwyczaju robić w tego typu przypadkach. Po czym otrzymałem wiadomość, że niby czemu usunąłeś, chcieliśmy dać do wyróżnionych. Wywiązała się dyskusja, w której chlapnąłem, że fotografia została popełniona przypadkiem - warsztatowicze po drodze z pleneru znaleźli gałąź czereśni, postanowili ubrać Joasię w mundurek, nota bene przywieziony przez jedną z uczestniczek i coś pokminić w tym temacie. Ja tylko chciałem sprawdzić, czy światło błyska, aparat działa i tak dalej. Dałem więc dziewczynie tę gałąź, mówię trzymaj to przed sobą, zobaczymy jak to pokłonem się złapie i pstryk. No i wyszło fajnie. I wiecie co, drodzy czytelnicy? Ano - acha, jak tak, to nie chcemy. Fakt przypadkowości fotografii zmienił jej wartość z godnej wyróżnienia, na zwykły pstryk.
Abstrahując zupełnie od tego, czy taki odbiór sztuki ma sens, pomyślcie jaki to generuje przekaz. Fotografia nie powstała w pocie czoła, na podstawie przemyśleń głębokich, medytacji i hibernacji? A to nie, dzięki, bezwartościowa. Morał? Na drugi raz lepiej wymyślić jakiś artystyczny bon mot dla tej fotografii, będzie wyróżnienie.
Zastanawiam się z czego to wynika - być może z tego samego, z czego wynikają historyjki wujka? Z tej potrzeby narracji, tłumaczenia rzeczywistości, którą wszyscy mamy wbudowaną? Przekonania o tym, że wszystko musi mieć jakieś głębsze uzasadnienie, sens? Jakiś czas później przy okazji zupełnie niewinnej dyskusji o aparatach pojawił się temat zdjęcia, fajnego zupełnie aktu. I mówię człowiekowi, słuchaj ale tę szafkę paździerzową, co tam stoi w rogu, w stylu wczesnego FWP, to mogłeś sobie darować. I co? Nie, bo wiesz, dodaje kontrastu i w ogóle. No i masz. Zamiast normalnie powiedzieć, no była tam szafka, co było robić, nie będę szafki wynosił, żeby gołej babie zdjęcie zrobić, to nie. Trzeba było dorobić historyjkę. I nawet nie o to chodzi, czy ta szafka tam pasowała, czy nie, bo to jest tylko kwestia mojego gustu, mojego odbioru tej fotografii. Chodzi o konieczność uzasadnienia, nawet jeśli tylko przed sobą, że nic nie jest przypadkiem, pełna kontrola, dzieło przemyślane od a do zet. Artysta nie tworzy w próżni. Jest fajnie podzielić się swoim dziełem, zebrać zachwyty6. Może krytyki też, jeśli kogoś to kręci oczywiście, bo mnie akurat nie bardzo.
Nawet jednak pomijając odbiór zewnętrzny, czujemy potrzebę uzasadnić przed samymi sobą, dlaczego nasza sztuka jest fajna. Artysta działa zupełnie tak samo, jak krytyk. Musi wytłumaczyć sobie, dlaczego dzieło mu się podoba, a dlaczego nie. Nawet jeśli tłumaczenie, podobnie jak w przypadku większości krytyki, jest wyciągnięte zupełnie z odbytu. Artysta tłumacząc sobie samemu co chciał przez dzieło powiedzieć, staje się jak ten wujek na pogrzebie. Wbudowany w naszą lewą półkulę przymus narracji zmusza go do kłamstwa7. A potem jest już z górki. Skutek i przyczyna się odwracają. Dobrze dopasowane kłamstwo staje się raison d'etre dzieła. Więc mam do was prośbę. Nie pytajcie artysty, co chciał powiedzieć. Pytajcie jak zrobione, czym zrobione może, jeśli was interesują technikalia. Jak świecone. Ale pytania o sens sobie darujcie. Lepiej sami sobie go odszukajcie. Bo jeśli tego sensu na zdjęciu nie widać, to nie ma po co pytać fotografa - zdjęcie jest i tak stracone. A jeśli widać, to nie ma sensu pytać, bo wam tylko namiesza w odbiorze swoją zmyśloną analizą.
I nie miejcie za złe artystom, ani wujkowi, tych historyjek. Tak ich ewolucja stworzyła i życie nauczyło.
Do następnego. Skoro już zaczepiłem temat, będzie o przypadku.

PS. Dałem autoportret jako ilustrację do wpisu, bo autoportret to największe ze wszystkich artystycznych kłamstw.

1) ze znakomitego dokumentu BBC, który możecie obejrzeć tutaj. Jeśli nie wiecie, kto to Duffy - wstydźcie się. Proszę nadrobić natychmiast.
2) telewizja kłamie, gazety kłamią, ksiądz kłamie, tylko cyganka prawdę ci powie. Nie mogłem się powstrzymać, sorry.
3) czyli głównie na pogrzebach.
4) zanim się zbulwersujecie, pomyślcie o dekalogu. Dlaczego nie ma w nim przykazania "nie kłam"? I nie, ósme się nie liczy - ósme jest o tym, żeby donosić zgodnie z prawdą, bo informacja jest cenna, a donos nieprawdziwy jest bezwartościowy.
5) tutaj
6) i lajki, dużo lajków. 
7) zasadniczo, jest to raczej konfabulacja niż kłamstwo. Ale efekt ten sam.